Twoje dziecko potrafi więcej niż Ci się wydaje… jeśli mu będziesz na to pozwalać! Moje macierzyństwo a ojcostwo mojego męża to dwie różne bajki. Obydwoje kochamy naszą Millę tak samo mocno, obydwoje się o nią tak samo mocno martwimy i jednakowo jesteśmy z niej dumni. Kierujemy się tymi samymi ‚zasadami’ wychowawczymi, jesteśmy zgodni co do wartości jakie chcemy jej w życiu przekazać i mamy takie samo zdanie w prawie wszystkich kwestiach rodzicielskich. Ale nie da się ukryć, że wychowywanie naszej córeczki przez każde z nas ma trochę inny charakter, i nie mówię wcale o tym, że jedno jest złym a drugie dobrym ‚policjantem’ w naszej rodzinie.
Od momentu kiedy wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim to właśnie Szymon jest tym szczęściarzem, który spędza z Millą większość czasu podczas dnia (bo pracuje wieczorami) i to właśnie on uczy ją wielu nowych umiejętności. We dwoje tworzą świetny zespół, super się rozumieją i śmiało mogę powiedzieć, że są najlepszymi przyjaciółmi (pisząc to łza kręci mi się w oku ze szczęścia!). Ja zajmuję się malutką popołudniami i wieczorami oraz w czwartki – żeby nie było, że jakaś wyrodna matka ze mnie :-) Natomiast razem – jako para rodziców – robimy to w weekendy. To naprawdę zdumiewające ile różnic w opiece nad Millą mogę zauważyć właśnie podczas tych wspólnych chwil!
Kiedy Milla chodzi na plac zabaw z tatą wygłupiają się tam i szaleją do woli. On pozwala jej prawie na wszystko, a ona to wykorzystuje. Jest bieganie do upadłego, skoki z drabinek, huśtanie ‚na dęba’ i wszystkie inne wariactwa, które zawsze kończą się małą spoconą główką i długą drzemką ze zmęczenia. Kiedy to ja idę tam z Millą, od razu włącza mi się w głowie czerwona lampka i przy każdym bardziej gwałtownym jej ruchu serce staje mi w gardle. I nie, wcale nie mówię wtedy ‚nie biegaj bo się spocisz’, ale staram się tłumaczyć żeby wszystko robiła ostrożniej, wolniej i z większą rozwagą. Jaki jest tego efekt? Ano taki, że kiedy zaczynamy bawić się na ślizgawce to Milla nalega abym zjeżdżała razem z nią lub żebym chociaż trzymała ją za rękę (tak jakby się bała). Podczas gdy tę samą aktywność z Szymonem wykonuje prawie z zamkniętymi oczami, z piskiem radości, ślizgając się na plecach, brzuszku, boku i w każdej innej możliwej pozycji. Czym bardziej niebezpiecznie, tym więcej śmiechu! Ona po prostu wyczuwa wszystkie nasze emocje oraz mój strach i rozumie więcej, niż mogłam przypuszczać… Kiedy po raz pierwszy skojarzyłam te fakty to pomyślałam sobie w duchu ‚opanuj się dziewczyno, twoje dziecko potrafi więcej niż Ci się wydaje!’
Tak samo jest ze wspólnym gotowaniem, malowaniem, zabawą na balkonie czy nawet podczas wspólnych wypadów na basen. Przekonuję się wtedy, że nie zawsze doceniam swoją własną córeczkę, która nie ma już przecież 3 miesięcy tylko ponad 2 latka, podczas gdy Szymon potrafi do woli cieszyć się jej zdolnościami i sprytem! I tego właśnie uczę się od własnego męża każdego dnia – żeby wyluzować, przestać się zamartwiać, zaufać swojej rodzicielskiej intuicji i pozwalać naszemu przedszkolakowi na trochę więcej. W końcu dzieciaki najlepiej uczą się słuchając i obserwując innych (najczęściej właśnie rodziców i opiekunów) a takie ‚przeszkadzanie’ im w poznawaniu świata nikomu nie wyjdzie na dobre. Warto jest czasami odpuścić i trochę poluzować granice bezpieczeństwa! Każdego dnia staram się nie być jakąś przewrażliwioną mamuśką, która drży o swoje dziecko, podczas każdego jego kroku. Ale, chyba jak większość mam, martwię się trochę na zapas i chociaż tego u siebie nie lubię, widząc gdy Milla się wygłupia – od razu wyobrażam sobie najgorsze scenariusze. Odkąd zaczęłam z tym walczyć zauważyłam, że macierzyństwo sprawia mi jeszcze większą frajdę i zdałam sobie sprawę z tego, że moje dziecko potrafi więcej niż mi się wydaję!