Co mnie zaskoczyŁo w Stanach Zjednoczonych

O podróży do Stanów marzyłam odkąd pamiętam. Siedząc w samolocie w drodze powrotnej do domu, Szymon lekko irocznicznym tonem zapytał mnie ‚no i jak Ci się podobała ta Twoja Ameryka?’, i zaczęliśmy wymieniać się spostrzeżeniami na temat wyjazdu. Spędziliśmy super 3 tygodnie wakacji: na Florydzie mogliśmy wygrzewać się w słońcu i wylegiwać na rajskich plażach, a w Nowym Jorku było tyle ciekawych miejsc do zobaczenia! Zgodnie doszliśmy do wniosku, że wiele rzeczy wygląda dokładnie tak jak w amerykańskich filmach: plaże na Florydzie są naprawdę piękne, a Times Square w Nowym Jorku na serio bardzo głośny i ciągle okupowany przez turystów. Ja doskonale wiem, że to wielki i bardzo zróżnicowany kraj, a my odwiedziliśmy w nim zaledwie dwa miejsca (i to te bardzo turystyczne) ale i tak zdążyłam zauważyć kilka rzeczy, które mnie totalnie zaskoczyły, oto one…

LATYNOSI I JĘZYK HISZPAŃSKI – byłam w szoku! Zawsze wiedziałam, że w USA jest dużo Latynosów, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż tylu! Obsługa hotelowa zarówno w Miami Beach jak i w Nowym Jorku zdecydowanie lepiej mówiła w języku hiszpańskim, niż angielskim. W prawie każdym supermarkecie słychać przekrzykujące się nawzajem (oczywiście po hiszpańsku!) meksykańskie kasjerki. Wszyscy są bardzo mili, ale dla mnie to trochę dziwne, że żyjąc w obcojęzycznym kraju nadal posługują się tylko swoim ojczystym językiem.

FASZYN FROM RASZYN – Moda, a właściwie jej brak. Chyba się za dużo naoglądałam ‚Sexu w wielkim mieście’ bo wyobrażałam sobie, że Nowy Jork to stolica mody, może i znajdują się tam siedziby największych projektantów mody, ale moda uliczna? Może nie dosłownie, ale trochę zahacza a ‚Faszyn from Raszyn’:) Żadna tam ze mnie fashionistka, bardziej zależy mi na wygodzie niż na trendach, ale brak stylu i niedbalstwo w dobieraniu stroju to dzień powszedni na nowojorskich ulicach:)

RUCH DROGOWY – myślałam, że Stany to kraj taki bardzo ‚przepisowy’, w którym bardzo dużo zakazów. Bardzo się zdziwiłam jak jeżdżąc po Florydzie mogłam się przyjrzeć tamtejszym kierowcom. Nie ma zakazu rozmawiania przez komórkę podczas jazdy – pewnie to dlatego, że wszystkie samochody są z automatyczną skrzynią biegow, ale i tak według mnie to bardzo niebezpieczne. Poza tym jeżdżąc motocyklem lub skuterem nie ma obowiązku noszenia kasku, bo nie nosi nikt!!! Poza tym kierowcy dosyć często na siebie trąbią i raczej nie są chętni to przepuszczania innych kierowców…gdzie ta Amerykańska uprzejmość?:))

UPRZEJMOŚĆ AMERYKANÓW – kurde, albo ja jestem jakaś inna, albo za mało spotkaliśmy rodowitych Amerykanów, bo ludzie nie byli jakoś nad wyraz mili…Uśmiechali się, czasem zagadali do Milli, ale to by było na tyle, żadnego ‚how are you?’ albo ‚have a nice day’…a w filmach tyle tego:)

PODJAZDY NA WÓZKI – a właściwie ich brak. Zarówno w obydwu  hotelach, w których mieszkaliśmy, jak i w kilku restauracjach nie było podjazdu na wózki dziecięce, tylko schody, więc Szymon się trochę nadźwigał (odrazu widać po bicepsach). Były windy dla niepełnosprawnych, ale zawsze słyszeliśmy, że nie można ich używać do wózków dziecięcych. A podobno Ameryka to kraj sprzyjający wychowywaniu dzieci:))

DRZWI W TOALETACH –  odrazu zwróciłam na to uwagę! Na lotnisku, w restauracjach, w muzeach… w większości toalet publicznych jakie miałam przyjemność odwiedzić zaskoczyły mnie szpary w drzwiach… nie żartuję, odstęp między drzwiami a futryną na jakiś 1cm – jak ktoś dobrze spojrzy zza drugiej strony to wszystko zobaczy:)

P.S. Żeby nie było, że narzekam, to ogólnie cały wyjazd był naprawdę super!:)

Pozdrawiam x