To my rodzice uczymy nasze dzieci otaczającego je świata. Tego jak chodzić, liczyć, klaskać… jak żyć! Nasze bobasy bacznie nas obserwują, często powielając wszystkie zachowania. Jesteśmy dumni z każdego, nawet najdrobniejszego wyczynu, i cieszymy się, że to w sporej części nasza zasługa. Ostatnio mam ten przywilej (choć przyznam, że czasem bywa ciężko:))) spędzać z Millą całe dnie i prawie na każdym kroku zauważam… jak w bardzo wielu kwestiach chciałabym być taka jak ona… moja córka! Bycie mamą tego małego łobuziaka uświadomiło mi jak wiele tej dobrej życiowej spontaniczności zatracamy stając się dorosłymi ludźmi, zajętymi gonitwą dnia codziennego. Jest kilka takich rzeczy, których Milli zwyczajnie zazdroszczę i staram się ich od niej na nowo nauczyć…
1. Codziennie rano wstaje z uśmiechem, szerokim jak stąd do Ameryki! Kiedy tylko otworzy oczka buźka promienieje jej jak szalona i widać, że jest gotowa na nowy dzień! Zero grymasów, niewyspania… tylko i wyłącznie pełna gotowość do akcji! A ja? Tak bardzo nie lubię momentu przebudzenia… wszystko wydaję mi się takie szaro-bure i najchętniej zakopałabym się pod kołdrą na pół dnia! Dopiero po jakimś kwadransie wybudzam się i jestem zdatna do życia.
2. Dostrzega najdrobniejsze nawet rzeczy i potrafi się nimi cieszyć! Widać to szczególnie teraz, kiedy zaczęła trajkotać jak najęta. Słonko mocno świeci, piesek głośno szczeka, drzewa są piękne – to zdania, które słyszę prawie podczas każdego spaceru, niby banalne, a tak bardzo prawdziwe. Za każdym razem kiedy przebiega koło nas wiewiórka (a w angielskich parkach jest ich mnóstwo!) jest pisk radości, a oglądanie ‚uciekających’ po niebie chmurek daje jej tyle radości, że hej! My dorośli już chyba przestaliśmy dostrzegać takie ‚drobnostki’, a wielka szkoda!
3. Szczera do bólu. Mówi to co myśli, prosto z mostu… to brzydko pachnie, ten obiadek jest niedobry, mama ma dużą dupkę! Nie wiem jak ona to robi, ale dziwnym trafem jest zawsze bardzo taktowna (no może pomijając to zdanie o mojej dupce haha). My rodzice często wolimy przemilczeć niektóre kwestie, niekiedy komplikując sobie tym sposobem życie. A wystarczyłoby mówić dokładnie to, co się myśli.
4. Ma dobre serduszko. Kiedy mówię do Szymona, że trochę boli mnie brzuch, ona od razu podbiega i zaczyna mnie głaskać. Gdy oglądając bajkę widzi, że ktoś w niej płacze – sama robi minkę, a na jej buźce rysuję się 100-procentowe zmartwienie i troska. Kiedy podczas obiadu jest już najedzona i zostawia coś na talerzu ZAWSZE mówi, że ‚to jest dla dzidzi!’… normalnie serce się człowiekowi rozpływa i łzy stają w oczach!
5. Odważniejsza niż mi się wydaje! Jeśli coś ją zaciekawi, wydaje się warte uwagi to od razu po to ‚sięga’. Nie kalkuluje czy warto, czy można, czy powinna. Pędzi przed siebie, aż te anielsko-blond włoski powiewają na wietrze. Nie widzi żadnych ograniczeń ani barier. A mi przy każdym jej większym ‚wyskoku’ serce w gardle staje – pisałam o tym już jakiś czas temu, w tym poście. Czasem warto wyluzować i być zwyczajnie bardziej odważnym, nawet przy podejmowaniu tych trudnych decyzji!
To ta dziecięca niewinności i ufności do świata sprawia, że chciałabym być taka jak ona! Warto podpatrywać i uczyć się od naszych dzieci, każdego dnia. Dostrzeganie najdrobniejszych pozytywów w natłoku obowiązków i ciągłym biegu to nie lada wyczyn, ale skoro potrafi zrobić to Milla…to może i na mnie nie jest jeszcze za późno?:)))
Zdjęcia: Natalia Grosiak Photography