Bez dwóch zdań Azja jest bardzo specyficznym kierunkiem turystycznym, zwłaszcza jeśli podróżujemy z dzieckiem. Tropikalny klimat, zupełnie inna kultura i daleki dystans od Europy sprawiają, że warto się do takiego wyjazdu dobrze przygotować. My spędziliśmy tam ponad miesiąc (odwiedziliśmy tylko TAJLANDIĘ, Malezję oraz Singapur, więc na temat tylko tych miejsc mamy doświadczenie) i chciałam się dziś podzielić kilkoma praktycznymi radami na temat tego jak wyprawa pod tytułem ‚ Azja z dzieckiem ‚ może stać się łatwiejsza i mniej stresujacą.
Przy większości poniższych punktów Ameryki nie odkrywam, bo odnoszą się one również do tych mniej egzotycznych podróży, ale sezon wakacyjny właśnie się zaczyna, więc mam nadzieję, że choć trochę skorzystasz czytając te moje ‘złote rady’, nawet planując wyjazd gdzieś bliżej (zamiast ‚ Azja z dzieckiem ‚ ten wpis równie dobrze mogłabym nazwać ‘Jak podróżować z dzieckiem’).
Szczepienia przed wyjazdem…
Niestety w krajach azjatyckich występuje sporo tropikalnych chorób, na które warto się przed wyjazdem zaszczepić. My zdecydowaliśmy się na te podstawowe szczepionki (przeciwko WZW typu A oraz durowi brzusznemu, bo szczepienie przeciwko WZW typu B mieliśmy robione już wcześniej). Małe dzieciaki mogą przyjąć jedynie szczepionkę na WZW typu A. Często stosuje się też tabletki przeciwko malarii, ale my nie wybieraliśmy się w tereny gdzie występuje wysokie ryzyko ‚złapania’ tej choroby, więc obeszło się bez tabletek. Bardzo ważne jest żeby pomyśleć o szczepionkach na długo przed wyjazdem, bo część z nich trzeba zrobić bardzo wcześnie.
Dobrze wyposażona apteczka…
… to podstawa! Zarówno dla bezpieczeństwa jak i dla komfortu psychicznego rodziców (wspominałam o tym TUTAJ). Inny klimat i pogoda, oraz wszędobylska klimatyzacja nie są sprzymierzeńcami naszego układu odpornościowego, a zupełnie inne menu i flora bakteryjna mogą nam spłatać figla. Dlatego byliśmy wyposażeni zarówno w leki przeciwgorączkowe i aspirinę dla rodziców, żele na pogryzienia przez owady oraz specyfiki pomagające walczyć z biegunką i ‚tymi’ sprawami. Na szczęście żaden z tych specyfików nie był nam potrzebny.
Chroń się przed słońcem…
Pogoda, szczególnie w Tajlandii, bywa trochę zdradliwa. Z jednej strony spory skwar i duchota, z drugiej często brak słońca i zachmurzone niebo. W takich okolicznościach bardzo łatwo zapomnieć o ochronie przeciwsłonecznej, a skutki tego mogą być bardzo bolesne (kiedyś, za ‚młodu’, przekonałam się o tym na własnej skórze!). Dlatego o kremach z filtrem na całe ciało trzeba pamiętać ZAWSZE. Lepiej kremu dać za dużo niż za mało i potem cierpieć. Kiedy słońce było wyjątkowo mocne, my dodatkowo zabezpieczaliśmy Millę zakładając jej ten przecudny różowy kombinezon i kapelusz do opalania się i pływania firmy Molo ze sklepu Alex and Alexa – gorąco Wam ich polecam – wielki wybór w atrakcyjnych cenach!
Loty – zadbaj o komfort…
Loty z Europy do Azji są bardzo długie i dosyć męczące, więc warto zapłacić trochę więcej, w zamian za wyższy standard i krótsze oraz lepsze połączenie. My lecieliśmy liniami Emirates i byliśmy super zadowoleni! Zdecydowaliśmy się na krótkie międzylądowanie w Dubaju, bo chcieliśmy dotrzeć do celu jak najszybciej. Linie te są świetne jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi – Milla podczas lotu dostała kocyki w małym plecaczku, kredki, kolorowanki i zabawki. Oprócz tego posiłek dla dziecka i mnóstwo uśmiechów od całej załogi:-) Poza tym wybraliśmy lot późnym wieczorem, dzięki czemu Milla prawie cały czas spała.
Wózek dla dziecka…
Oddaj dopiero przy bramce wejścia do samolotu. Międzynarodowe lotniska są naprawdę wielkie i mnóstwo czasu zajmuje przedostanie się z miejsca A w miejsce B, więc nie warto dźwigać ani dziecka ani podręcznych bagaży. Dodatkowo – w Dubaju – na całym lotnisku są ‚stoiska’ z wózkami dziecięcymi, który można wziąć a potem zostawić w dowolnym miejscu – super rozwiązanie!
Pieluszki i mleko…
O ile w Singapurze było tego wszystkiego pod dostatkiem, tak w Tajlandii i Kuala Lumpur wybór był bardzo okrojony. Fakt, że zakupy robiliśmy raczej w lokalnych sklepikach (sieciówkach) a nie w wielkich supermarketach, ale dziecięcych produktów było w nich naprawdę jak na lekarstwo. Tylko 2 rozmiary pieluszek, a mleka modyfikowanego tylko jeden rodzaj – dla niemowlaków. Warto więc zaopatrzyć się w spore zapasy.
Taksówki…
Tutaj sytuacja tylko z Tajlandii i Kuala Lumpur, bo w Singapurze wszystko było okej. Oprócz tego, że nie ma w nich pasów to kierowcy są zupełnie niezorientowani w terenie. Nawet podając im adresy i nazwę turystycznych atrakcji nie mieli zielonego pojęcia gdzie jechać i pytali o mapę! Także mapa to podstawa! Oprócz tego – targuj się! Dzięki temu ceny przewozów mogą naprawdę diametralnie się zmniejszyć!
Tamtejsi mieszkańcy…
Są przemili! Uśmiechnięci od ucha do ucha, bardzo otwarci a dzieci wręcz uwielbiają! Zagadują, przytulają, głaskają, biorą na ręcę, więc bez żadnych obaw – oni po prostu tacy są. Kiedy trochę zmęczeni zajechaliśmy do Bangkoku, odrazu poszliśmy do pobliskiej knajpy najeść się ich specjałów. Wszystkie kelnerki odrazu ‚obskoczyły’ Milę, zaczęły się z nią bawić i jej śpiewać (możesz zerknąć na to ZDJĘCIE na moim INSTAGRAMIE) , więc my z Szymonem byliśmy w siódmym niebie – jedząc w zupełnym spokoju:-)
Azja z dzieckiem to wcale nie wyprawa na koniec świata, pomimo długiego dystansu. Przy dobrej organizacji i wcześniejszemu planowaniu będzie to świetna egzotyczna przygoda dla całej rodziny! Tak zresztą jest chyba z każdą podróżą rodzinną. Już się nie mogę doczekać naszego kolejnego wyjazdu… który będzie pewnie dopiero w przyszłym roku! (buuuuu).