Bycie mamą i żoną, oprócz mnóstwa wspaniałych chwil spełnienia i satysfakcji, jest czasami niezłym wyzwaniem, a nawet ciężką pracą. Nic więc dziwnego, że każda z nas potrzebuje czasu na odpoczynek, na moment wytchnienia i relaksu. Nie mówię tutaj o czasie, kiedy mąż zabiera dzieci na spacer, a ja na spokojnie mogę posprzątać i ugotować:))) Chodzi mi o chwile, które mam tylko i wyłącznie dla siebie! Jestem zupełnie sama, nie słyszę płaczu z drugiego pokoju i mogę się zrelaksować w 100%. Oczywiście nie zdarza się to zbyt często (helołłłł, jestem mamą!:D), dlatego kiedy mam okazję żeby się trochę sama porozpieszczać, robię to bez żadnych skrupułów! Oto lista rzeczy, które chętnie robię, gdy w pobliżu nie ma męża i moich dziewczynek. A jak to jest u Was? Koniecznie dajcie znać.
1. Idę do kawiarni! Sama, samiutka. Zamawiam najmocniejszą jaką tylko się da latte, świezy sok, lub herbatę ziołową na uspokojenie:) Obserwuję ludzi, przeglądam magazyny i po prostu myślę o niebieskich migdałach. Takie pół godziny tylko dla siebie potrafi sprawić, że przez resztę dnia jestem pełna energii i dobrego humoru!
2. Nadrabiam zaległości książkowe! Pewnie spora część z Was to potwierdzi – po urodzeniu dziecka, jakieś 90% literatury czytanej przez kobiety to poradniki o pielęgnacji i wychowywaniu dzieci:) W sumie nic w tym złego, ale nie samymi dziećmi człowiek żyje! Nawet matka:) Czasami sięgam po ambitne pozycji, a czasami po tzw. odmóżdżacze, czyli historie miłosne, z łatwym do przewidzenia happy endem. Najważniejsze, że to czas tylko i wyłącznie dla mnie samej.
3. Próbuję nowych rzeczy! Po urodzeniu dzieci nasze priorytety często diametralnie się zmieniają, autmatycznie mamy dla siebie mniej czasu, a nasze własne potrzeby i zachcianki schodzą na drugi plan. Kiedy urodziła się Milla obiecałam sobie, że nie będę macierzyństwa traktować jako przeszkodę do samorozwoju! Dlatego po powrocie do pracy chodziłam na wszelkie możliwe szkolenia, zapisałam się na kilka dodatkowych kursów i robiłam wszystko, aby tylko nie ‚stać w miejscu’. Od niedawna zaczynam też próbować nowych sportów, na przykład… jazdy na rolkach! Tak, tak – wszystkie się pewnie teraz śmiejecie, ale ja na serio rolki miałam na nogach raz w życiu, bardzooo dawno temu, a że ze mnie bojący dudek, to omijałam ten sport jak tylko się dało. Pokombinowałam, pokombinowałam i namówiłam Monikę żeby się nade mną zlitowała i pokazała jak to się robi. Odważyłam się, wskoczyłam w sprzęt Fitness Fit 5 Oxelo i… pojechałam (no prawie haha). Na początku było trochę strachu, ale po kilkunastu minutach złapałam przysłowiowego bakcyla! Wystarczył kask ochraniający, mega wygodne spodenki, sportowy top i wszystkie ulice moje!:)
4. Gotuję coś pysznego, tylko dla siebie! Ponieważ Szymon jest świetnym kucharzem, moi znajomi myślą, że ze mnie w kuchni jest jakaś niemota – co chciałabym tu i teraz absolutnie zdementować! Gotować potrafię, wychodzi mi to bardzo dobrze, a w niektórych potrawach zdecydowanie z nim wygrywam. Ale skoro to on na codzień rwie się do przysłowiowych ‚garów’ to co ja chłopaka będę ograniczać, nie?! Dlatego kiedy przychodzi mi ugotować coś tylko dla siebie (czytaj: nie muszę martwić się o nielubianą pietruszkę w zupie, czy danie nie będzie zbyt pikantne, itp.), mogę szaleć do woli! Najczęściej wtedy decyduję się na krewetki w białym winie… oczywiście z naciskiem na to wino:)
5. Cholernie za nimi tęsknie! :D Czyli… jeden wielki absurd macierzyństwa: codzienność czasem mnie męczy, chcę się wyrwać z domu, a po pół godziny – już umieram z ciekawości co robią, czy sobie radzą i zerkam na zegarek odliczając minuty do powrotu:) Przyznawać mi się tutaj! Która ma tak samo?
A Wy – co robicie ‚na gigancie’, czyli w wolnych chwilach od matkowania i żonowania?:) Jeśli jesteście ciekawe innych sposobów na oderwanie się od codziennych obowiązków matki, żony i kochanki to zapraszam Was na bloga Moniki – ona też przygotowała swoją listę.